tam, gdzie ocean trawi bazalt, a niebo trawi parną dżunglę, kiełkują młode słowa, jeszcze nie wiedzą o czym są i po co, i ani skąd ani dokąd. w środku jest pył, zatrzymany w pół próby konsolidacji, piaskowa burza, która tłamsi płuca i wyrywa łzy z oczu, na siłę. nie zmienię już nic. dlatego muszę zmienić wszystko. układam zdania jak delikatną konstrukcję ze szkła (czyli z piasku), próbuję nie bać się strachu, ale ciągle boję się (o) ciebie, czekam aż czas nas strawi, jak ocean trawi bazalty, a chmury trawią ten dziwny, parny ląd pod moimi stopami.