żegnasz się ze mną, chociaż już cię nie słyszę. twoją twarz zasłaniają zżółkłe modrzewie i źrenice wykute w skale, które patrzą, a gdy nie patrzą biegnę przez pustą, zimną przestrzeń i urządzam pokój ciągle i ciągle w ten sam, oszczędny sposób. czasem patrzymy jeszcze razem w tym samym kierunku, na tą samą północ, w tą samą przyszłość, która przymarza do gruntu na samym skraju wielkiej, białej wyspy, która może się roztopić, nim do niej dotrzemy.