uderza mi do głowy i odurza zapach wiosny, który tnie i rozkłada struktury molekularne i sieje słodkie spustoszenie tam, gdzie powinien być strach. nie wiem dokąd prowadzi droga, poza tym że w góry i przez doliny, i teraz już zawsze brzegiem morza, które nie wyschło w czasie suszy. pochłaniam powietrze jak najsłodszy narkotyk, który wtłacza w krew wszystko to, czego mi brakuje, odkąd nie mieszkam na północy. niepowstrzymany śmiech mruży oczy, a skóra transportuje dreszcze kroplami deszczu - jak zawsze - najkrótszą drogą w dół. muszę się jeszcze tyle nauczyć, tyle zapamiętać i tak wiele zapomnieć, świeże źdźbła już rosną między palcami.