zaczyna się przypływ. dokładnie tam, gdzie kończy się susza. gdzie nawilgły chłód osiada na skórze, a ocean tęskni do morza. i mgła, mgła która odcina drogę powrotną i nawet najbardziej ślepej z ulic nadaje potencjał. fale wygładzają bruzdy z tą samą, odwieczną cierpliwością, kiedy piasek tłumi głos, a kamień tłamsi dotyk. używam wciąż tych samych słów, recytuję z pamięci, jakby były tą jedną kroplą, która drąży skałę. potem już tylko cisza, a w ciszy słychać tylko fale.