karolina nocoń

20.5.22

to nie trwa długo, jak wybrakowana noc bez ciemności i o wygaszonych, zmęczonych oczach gwiazd, gdzieś w pół drogi na północ, czyli donikąd, gdzie nie ma ani nigdzie ani nikogo. to nie trwa długo, ale zwężone źrenice pragną rozszerzać czas i rozrzedzać tlen w zapachu morza. raz jeszcze celebruję siłę rozpędu, jako jedyną przyczynę skutków, dzięki którym jeszcze jestem, choć jestem jeszcze tylko trochę i zupełnie nie wiem dokąd ani kiedy. to trwa już zbyt długo. nie pamiętam, czy można było inaczej. 

(ale kiedy wracając z krańców wyspy o drugiej w nocy słońce prześlizguje się szczeliną najdziwniejszego światła, z powrotem, choć przecież dopiero co znikło tam, w tym świetle nawet dno zaczyna być domem.)

w tym świetle nawet dno zaczyna być domem.